Cisza. Kojarzy Ci się z nudą czy z beztroską i odpoczynkiem? Przestrzeń pozornie bez dźwięków jest straszna czy pożądana? We współczesności nie tak łatwo znaleźć się w miejscu, gdzie jest naprawdę cicho. A cisza to coś, co wszystkim służy w życiu. Cisza na wsi
Cisza na wsi
Nie tak dawno, rozkoszując się jednym z ostatnich wieczorów gorącego lata, zasłuchałam się w ciszę. Po dniu wypełnionym zadaniami, rozmowami z wieloma osobami, grającą z głośników muzyką, programami lecącymi w tle codziennych obowiązków – nastała cisza.
Błoga, wszechogarniająca, niosąca spokój i ukojenie po kolejnym przeżytym w stresie i pędzie dniu. Spowiła okolicę i niczym wychodzące wieczorami mgły wpraszała się do ogrodów, aby przypomnieć o swoim istnieniu.
I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że tak musiał wyglądać każdy dzień na wsi kilkadziesiąt lat temu. Nie było radia, telewizorów, komputerów i internetu, które dostarczałyby głośnej rozrywki na każdą minutę życia. Nie było telefonów i Messengerów, dzięki którym każdą sprawę należało załatwić w ciągu najbliższej chwili. Było cicho.
Ta cisza na wsi być może nie jest prawdziwą ciszą. Kiedy się w nią wsłuchasz usłyszysz szum wiatru, odgłosy ptaków, szuranie liści, za które odpowiedzialne jest któreś ze zwierząt w lesie. Gdzieś daleko przejeżdżający samochód, krzyczące dziecko, stukanie w pobliskim garażu. Ale te dźwięki tworzą cudowną wieczorną ciszę, wcale jej nie zakłócając.
Cisza w życiu
Ten wieczór przypomniał mi o tym, o czym już kilka razy tutaj zdarzyło mi się napisać, czyli o wiejskim slow life. Mojej własnej interpretacji pojęcia wolnego życia, które można by wzorować na kulturze ludowej. Mamy już hygge, esencjalizm, mindfulness i wiele innych określeń z całego świata na zwykłe, proste życie. A przecież wystarczy pomyśleć o tym, jak żyli nasi przodkowie i spróbować przenieść to do swojej codzienności.
Cisza w życiu to nie wypełnianie kalendarza do granic możliwości.
To robienie jednej rzeczy na raz i odpoczynek, kiedy tego potrzeba.
To skupienie się na konkretnej sprawie od początku do końca, a nie łapanie kilku srok za ogon.
To powolne, ale stanowcze stawianie kroków w wyznaczonym kierunku, bez rozpraszania się.
To przeżywanie każdego dnia tu i teraz, bez wybiegania myślami do jutra, za tydzień i kolejnego roku.
To kubek herbaty lub filiżanka kawy wypite na tarasie bez książki, gazety czy smartfona.
To zwykła rozmowa z bliskimi.
To cisza poranka i wieczoru.
Coraz chłodniejsze wrześniowe dni przypominają, że jesień czeka już za progiem. To idealny moment na to, aby zaprosić do swojego życia trochę ciszy. Tej dosłownej i tej w przenośni.
Ja spróbuję, a Ty?